Uniewinnienie
Wyrokiem z 12 lutego 2018 roku wałbrzyski Sąd Rejonowy, w składzie trzech sędziów zawodowych, uznał gen. Leszka Lamparskiego niewinnym zarzucanych mu przez ipeenowską prokuraturę zarzutów popełnienia 92 zbrodni przeciwko ludzkości przez to, że odwołując się do nieistniejącego zapisu prawnego (konkretnie Dekretu o stanie wojennym) pozbawił wolności 92 osoby, w tym trzech członków Zarządu Regionu Dolny Śląsk NSZZ „Solidarność”. W ogłoszonym ustnie uzasadnieniu wyroku wałbrzyski sąd w pierwszej kolejności podkreślił, że przedmiotem sprawy nie było dokonanie oceny zasadności wprowadzenia stanu wojennego, albowiem przedmiotem tym było rozpoznanie bardzo konkretnie opisanego w akcie oskarżenia zarzutu, przez co wyrok dotyczył wyłącznie okoliczności prawnych, a więc żadne etyczne i polityczne względy nie mogły być brane pod uwagę.
Uniewinniający wyrok sąd oparł przede wszystkim na tym, że nie ma podstaw do przypisania gen. L. Lamparskiemu sprawstwa, albowiem biorąc pod uwagę treść i zakres zarzutu, zachodzi sytuacja wyłączająca jego winę, albowiem okoliczności faktyczne wskazują, że działał on w warunkach błędu, a zgodnie z ustawą, nie popełnia przestępstwa ten, kto pozostaje w usprawiedliwionym błędzie co do okoliczności znamion czynu (art.30 kk. - błąd co do prawa). Usprawiedliwiony błąd ówczesnego komendanta wojewódzkiego MO w Wałbrzychu (a myślę, że i wszystkich ówczesnych komendantów wojewódzkich) polegał zdaniem sądu na tym, że w chwili wydawania decyzji o internowaniu nie wiedział i nie mógł wiedzieć, że Dekret uchwalono dopiero 13 grudnia i nie było takich możliwości, żeby mógł się o tym dowiedzieć. Sprawą kluczową jest to, że L. Lamparski, jako komendant wojewódzki MO, dysponował przekazanym mu projektem Dekretu, który w istotnej części zawierał te przepisy, jakie znalazły się w później uchwalonym akcie prawnym Rady Państwa. Konkretnie chodzi o treść art. 42 stanowiącego podstawę internacji. Są podkreślił, że L. Lamparski w chwili podejmowania decyzji działał w świadomości i w przekonaniu, że Dekret ten został już podjęty i ma moc obowiązującą. O tym, że ten akt prawny został podjęty w nocy z 12 na 13 grudnia, a faktycznie już 13 grudnia i następnie opublikowany dopiero 17 grudnia, nie wiedział i nie mógł wiedzieć. Jest to bowiem wiedza, którą ustalono w sądzie lata później, na podstawie zeznań świadków uczestniczących faktycznie w uchwalaniu Dekretu o stanie wojennym, czyli członków Rady Państwa i innych osób odpowiedzialnych za stan wojenny. To się udało po latach ustalić – podkreślił sąd, - a oskarżony działał w błędnym przekonaniu, czyli istniała istotna różnica między jego przekonaniem, a faktyczną rzeczywistością, której nie był w stanie zweryfikować w tych okolicznościach, jakie były wtedy mu dane.
W dalszej części uzasadnienia sąd zwrócił uwagę, że praktyka prawa w PRL, przywoływana przez obrońcę w mowie końcowej, ale również znana sądowi, była taka, że wielokrotnie uchwalano różnego rodzaju akty prawne, których ogłoszenie następowało w dacie późniejszej, ale ich obowiązywanie miało miejsce już od daty uchwalenia. Nawet uchylenie stanu wojennego dokonano taki sam sposób, czyli aktem prawnym z mocą obowiązującą od chwili jego podjęcia. Takich przykładów – zdaniem sądu - jest mnóstwo, bo w czasach PRL brak było jednoznacznego unormowania w tym zakresie i przepisy takie sytuacje dopuszczały. W ocenie sądu, generał Lamparski w chwili podejmowania decyzji administracyjnej nie miał możliwości dokonania takiej wykładni, której po latach dokonał Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny, oceniając zgodność dekretu o stanie wojennym z konstytucją. Do takich konkluzji, że faktycznie 12 grudnia nie było jeszcze Dekretu o stanie wojennym, dochodzono po przeanalizowaniu obowiązujących przepisów, poglądów, doktryny, po dokonanych przez prawników wykładniach prawa. Leszek Lamparski takiej wykładni nie zrobił, bo nie miał takich możliwości i nie był do tego uprawniony. Zdaniem sądu przekłada się to na to, że w zakresie postawionego mu zarzutu nie można mu przypisać winy, skutkiem czego obowiązkiem sądu było jego uniewinnienie. Kończąc swe uzasadnienie sąd zwrócił jeszcze uwagę na to, że aktem oskarżenia nie były objęte te okoliczności, które sąd ustalił, a co do których nie ma wątpliwości, że internowani zostali pozbawieni wolności w sposób de facto naruszający ich prawo, w sposób uwłaczający ich godności, że w czasie internowania przebywali niekiedy w niedopuszczalnych warunkach bytowych, że członkowie ich rodzin nie wiedzieli co się z nimi działo. Oczywiście wszystko to było zachowaniem negatywnym, ale nie objętym aktem oskarżenia, który obejmował jedynie zarzut wydania decyzji o internowaniu na podstawie nieistniejącego aktu prawnego, ale tego zdaniem sądu L. Lamparskiemu nie można tego przypisać na podstawie istniejących okoliczności wyłączających winę oskarżonego, na które sąd w uzasadnieniu wskazał i stąd takie rozstrzygnięcie. Po ogłoszeniu ustnego uzasadnienia sąd poinformował również, że, wyrok został podjęty jednomyślnie i nie złożono zdania odrębnego.
Po ogłoszeniu wyroku zasiadająca w ławach dla publiczności grupka wałbrzyskich działaczy „Solidarności” opuściła salę z okrzykami "Hańba dla sądu" i "Hańba dla Polski" i udała się do urzędującej prezeski tego sądu, aby zaprotestować, a faktycznie donieść na skład orzekający, że wydał orzeczenie nie po ich myśli. Postąpili tak, ponieważ dla nich prawem jest tylko to, co oni samo za prawo uznają, a sprawiedliwości stałoby się zadość, gdyby sądy wszystkich myślących inaczej niż oni, skazały na śmierć przez rozerwanie końmi lub łamaniem kołem. I dlatego nie interesowało ich dlaczego sąd wydał taki, a nie inny wyrok. I chociaż nikt z nich nie pozostał na sali, to będący wśród nich przewodniczący wałbrzyskiej „Solidarności” i jednocześnie radny miejski Cezary Kuriata, wyrok sądu skomentował następująco: „Dla tych ludzi, wyrok ten pokazuje, że wciąż żyją w tamtym okresie. Ci ludzie mają świadomość, że system sprawiedliwości zupełnie się nie zmienił. Należałoby im pokazać, że wyrządzone im krzywdy były efektem tamtego systemu. Trzeba było im pokazać, że m to wiemy. Tu potrzebny był jakikolwiek wyrok. Sąd mógł zasądzić zakaz oglądania telewizora, ale żeby zapadł wyrok skazujący, bo to że jest winny nie powinno budzić żadnych wątpliwości.” (za Doba.pl).
Myślę, że przewodniczący Kuriata, (absolwent szkoły zawodowej), nie powinien się w sprawach dotyczących zasad funkcjonowania i stosowania prawa publicznie wypowiadać i pouczać sędziów, co to znaczy sprawiedliwość i prawo, które na pewno jest czymś diametralnie innym niż prawo i sprawiedliwość tak jak to on je pojmuje.
Odnosząc się do tego uzasadnienia i uznając jego rację, nie mogę jednak nie zwrócić uwagi na bardzo istotny fakt związany z datą wprowadzenia stanu wojennego. Otóż ogłoszono go o północy, czyli 13 grudnia, chociaż uchwalenie dekretu nastąpiło praktycznie dopiero około godziny 02.30, ponieważ obrady Rady Państwa trwały od godziny 01.00 do 02.30. Jest to bardzo ważne z uwagi na to, że w uchwalonym dekrecie zawarty jest art.61, który wyraźnie stanowi, że dekret wchodzi w życie z dniem ogłoszenie jednakże z mocą obowiązującą od dnia uchwalenia. Jeżeli zatem decyzje o internowaniu L. Lamparski podpisywał 13 grudnia 1981 roku, to nie można mu zarzucić, że działał bez podstawy prawnej i podpisane decyzje były nielegalne. Ponadto, nawet jeżeli na drukach decyzji o internowaniu nie została podana pełna podstawa prawna (wskazanie miejsca i daty publikacji aktu prawnego), to zgodnie z wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego z 25 sierpnia 2011 r. (sygn. I OSK 1769/10), decyzja, która nie zawiera podstawy prawnej, bądź określa ją ogólnikowo, czy błędnie, nie jest jednak decyzją wydaną bez podstawy prawnej. Taka decyzja jest dotknięta tylko wadą formy z powodu naruszenia art. 107 § 1 k.p.a. Podstawa prawna bowiem realnie istnieje, ale nie ma o niej prawidłowej informacji w wydanej decyzji. Tak więc, jak na to spoglądać, to i tak nie można dopatrzeć się naruszenia prawa.
Janusz Bartkiewicz
(emerytowany podinsp. policji z Wałbrzycha)